Z powodu wszędobylskiej obawy przed koronawirusem i ryzykiem przez samo wyjście z domu, postanowiłem poświęcić nieco więcej czasu na jazdę w domu i wziąłem udział w moim pierwszym, porządnym wyścigu długodystansowym – cztery godziny na legendarnym Spa wraz ze zmianą kierowców. Zapraszam do czytania!
Lecz pierw słów kilka o co w ogóle chodzi. Na łamach społeczności SimRace.pl ruszył wyścig w symulatorze Assetto Corsa Competizione – czterogodzinny długodystansowy wyścig ze zmianą kierowców. Co ciekawe, wyścig odbył się z sześciokrotnym mnożnikiem czasowym, co dawało w grze pełny cykl dobowy! Do tej pory mój najdłuższy wyścig w simracingowej karierze wynosił dwie godziny, niby tyle samo – patrząc że każdy kierowca ma limit 130 minut jazdy – ale przez całą otoczkę endurance byłem podekscytowany.
Moim kolegą zespołowym został Mateusz Finek, zaś autem, które wybraliśmy był Nissan GT-R GT3. Osobiście mam z nim do czynienia w lidze International Endurance, organizowanej przez SimRace.pl i Republic of Simracers. Czemu GT-R? Przede wszystkim znam zachowanie tego auta, dodatkowo na agresywnych ustawieniach udało nam się przejechać cały, czterogodzinny wyścig – samochód nie konsumuje tak opon jak przykładowo Porsche 911 (dla którego na agresywnych ustawieniach opony starczały na kilka okrążeń).
Czasy jednak nie naprawy optymizmem. W czasie dwutygodniowych kwalifikacji wykręciliśmy jedynie 29 czas z 33 ekip. Wykręciliśmy, bo liczona była średnia dwóch najszybszych czasów obu kierowców z zespołu. Oznacza to też, że w dniu wyścigu nie było typowych kwalifikacji, a o kolejności startu decydowały właśnie czasy z prekwalifikacji.
Pierwszy stint
Decyzja zapadła, że to ja zaczynam wyścig. Na okrążeniu formującym staram się desperacko dogrzać opony i hamulce, aby przy kilku pierwszych zakrętach panować nad sytuacją. Lekki tłok, mijamy prostą startową Grand Prix, nawrót i… start! Wąska prosta uniemożliwia mi wykonanie jakiegokolwiek manewru – będąc przyciśniętym do prawej ściany mam auto przed sobą i z lewej, więc postanawiam nie wciskać się na siłę. Tuż przed wjazdem na górę kogoś obraca i ląduje na trawie. Na Les Combes dochodzi do kolejnego kontaktu i kogoś obraca, ktoś inny ląduje poza torem – wszystkich omijam, na spokojnie. Niestety na serii dwóch szybkich lewych zakrętów dochodzi do kontaktu i w tyłek ładuje mi się Bentley. Strata kilku pozycji, no ale nic, jadę dalej. Na Bus Stop znowu to samo, tym razem to Lexus zaspał na dohamowaniu.
Kolejne okrążenie, zbliżam się do Les Fanges a z przodu walka, obraca jednego z Lexusów i bardzo pechowym trafem odbija się od bandy i wpada na mnie. Znowu strata, ale jadę swoje – w końcu wyścigi długodystansowe to wojna, a nie walka. Kolejne okrążenie i tym razem chyba mój błąd, pomimo że nie było nikogo wokół. Chyba, bo GT-R dziwnie się zachował na Radillionie i mnie obróciło. Strata jednej pozycji, jedziemy dalej.
Powoli odrabiam stracony czas. Mijam pomarańczowe Porsche, następnie próbuję ugryźć Astona, który skutecznie się broni. W końcu po jego błędzie na szykanie zyskuję pozycję. Przede mną jest BMW, którego kierowca widocznie popełnił błąd bo ruszał z miejsca na prostej Kemmela. Następny w kolejce – McLaren. Siedzę mu na zderzaku, aż w końcu popełnia błąd na wyjściu z lewego zakrętu, ustawiam się po wewnętrznej przed Gauche i z łatwością zyskuję pozycję. Kilka okrążeń dalej doganiam Astona Martina, który prawdopodobnie ma jakiś problemu natury technicznej i jechał żółwim tempem na prostej.
Słońce zachodzi i świeci prosto po oczach, kiedy razem z Mateuszem decydujemy się na nieco wcześniejszy zjazd do pitów. Decyzja okazała się niezwykle trafna – po pierwsze nie musieliśmy tracić czasu na przepuszczaniu czołówki na niebieskiej fladze. Po drugie ominęliśmy młyn jaki był okrążenie później w alei serwisowej, zaś po trzecie – będący przed nami Bentley #101 z przewagą ponad 10 sekund wylądował za nami.
Drugi stint
Wymiana opon z korekcją ciśnienia na noc, lekka naprawa nadwozia i tyle – niespełna 36 sekundowy pobyt w garażu zakończył się. Pierwsze okrążenie były spokojne – i dobrze, bo akurat zachodziło na noc. Wyżej wspomniana ekipa była trzy sekundy za nami i szybko odrabiała straty.
Obrona przed ociężałym Bentleyem nie należała do prostych. O ile w środkowej części toru na wolniejszych zakrętach odjeżdżałem, tak w pierwszym i trzecim sektorze Continental doganiał mnie niemiłosiernie. Niestety na Les Combes dochodzi do kontaktu – wydaje mi się, że z mojej winy bo zamknąłem mu drzwi, jednak z mojej perspektywy powinien mieć dość miejsca. No nic, strata dwóch pozycji i jedziemy dalej.
Kilka spokojnych okrążeń i widzę, że z tyłu zbliżają się dwa Bentleye. Niestety na dohamowaniu do szykany znowu dochodzi do kontaktu i znowu ktoś mi wjeżdża w tył – zanim wróciłem na tor straciłem dwie pozycje. Z tyłu dogania mnie BMW, które znacząco odrabia straty. Udaje mi się go blokować przez jakiś czas, ale na dojeździe do Eau Rouge dochodzi do małego kontaktu, odbijam się od kerba po wewnętrznej, ale na szczęście auto obstaje całe – nie widział mnie? Kolejny w kolejne był McLaren, który – jak się okazało – miał niesamowicie szybkie wyjście z Radilliona – jeszcze w połowie prostej mnie mija, poza chamskim blokowaniem nie było nawet możliwości podjęcia walki. Kolejne kilka okrążeń i koło czwartej nad ranem przychodzi zmiana kierowców.
Trzeci stint
Za kierownice wskakuje Mateusz. Nad ranem było spokojnie – auta zarówno z przodu jak i z tyłu były daleko. Jedynie nad ranem udaje wyprzedzić się kierowcę wyżej wspomnianego BMW, a kiedy już było dosyć jasno, przed Blanchimont ulega kierowca Acury NSX i oddaje pozycję. Póki co jest spokój – tu się puści liderów, tam się kogoś zdubluje. W międzyczasie konkurencyjna ekipa Bentleya #101 dostaje karę DT i ląduje za nami – czyżby zapowiadała się walka pod koniec? Tak się w sumie zakończył pierwszy stint mojego team partnera – chyba najspokojniejszy ze wszystkich.
Czwarty stint
Ostatnia zmiana opon i finalne dolanie paliwa… co za ekscytacja! Po wyjeździe z alei serwisowej Mateusz ląduje na 19 pozycji, za nami wcześniej wspomniany Bentley oraz Lexus. Pierwsze połowa znowu wygląda spokojnie, jednak ostatnie pół godziny dało niemałe widowisko – walka Nissana, Lexusa i Bentleya. W jednym miejscu zbliżał się do nas Lexus, w innym podgryzał do Continental i Mateusz miał chwilę względnego spokoju na odjechanie – i tak w kółko przez kilka okrążeń. Hamowanie po wewnętrznej do Bus Stop było już rutyną a nie wyborem. Na La Source znowu atakuje, ale nic z tego. Cała nasza trójka nie oddalała się od siebie na chociażby sekundę. W końcu kierowca Lexusa ustępuje Bentleyowi, który długo się z nami nie męczył – pod koniec prostej Kemmel zrównuje się z naszym Nissanem po wewnętrznej, odbiera 18 pozycję i rusza w siną dal.
Został jeszcze Lexus. Coś nas dogania, ale nie tak znacząco jak wcześniej inni. Szykana przed metą – próba ataku po zewnętrznej, nieudana. Na kolejnym okrążeniu to samo. Następnie kierowcę Lexusa trochę przyhamował dublowany samochód, ale znowu zaczyna się zbliżać, okrążenie po okrążeniu. Ostatnie kółko, lider już skończył wyścig, Lexus za plecami… co zrobi, co zrobi? Ma lepsze wyjście z Blanchimont, siedzie praktycznie na zderzaku, Mateusz trochę odsłonił wewnętrzną i jest – wcisnął się tam! Strasznie opóźnił dohamowanie, ale mój kolega zespołowy też – obaj poza torem! Kto wyjedzie pierwszy? Obaj wyjeżdżają mniej więcej na równo przed metę, ale Lexus złapał mały uślizg i spowolniła go kontrola trakcji. Udało się! 19 miejsce dla naszego zespołu po ekscytującej końcówce i starcie z 29 miejsca. Sukces? Zdecydowanie.